poniedziałek, 24 listopada 2014

Chamska reklama

Sadistic Festival II


15 marca 2015 roku w Krakowie odbędzie się kolejna odsłona Sadistika, tym razem ta "większa".
Zagrają m.in. Anima Damnata, Besatt, Voidhanger i Iperyt.
Dlaczego w ogóle o tym wspominam? Otóż odpowiedź jest prosta.
Na tym samym koncercie zagra Rotten Age, czyli kapela w której sam gram.
Jeśli nie zapomnę, to wrzucę relację z tego gigu.
Wojna.

czwartek, 9 października 2014

Jezusogwałcący BlekTrasz

Brüdny Skürwiel - Fuck & Thrash (2014)


(wiem, chujowa jakość obrazka okładki, lepszej nie było)

Po dłuższej przerwie, spowodowanej totalną niemocą twórczą, nagrywaniem basu do znanego niektórym bandu Rotten Age oraz pieprzeniem się ze studiami powracam z moimi grafomańskimi koszmarkami prosto z umysłu recenzenta-perfekcjonisty.

Brüdnego Skürwiela poznałem dość niedawno (może jakiś miesiąc temu) i z automatu powiedziałem "no kurwa, to jest to czego szukałem po Voidhangerze". Skład złożony z pięciu gości, którzy grają mieszaninę blacku i thrashu w sposób, przez który rozpieprzyły mi się membrany w głośnikach od mojej wieży. Nie chciało mi się przyciszać, bo fajnie było czuć bas po stopach, więc zapłaciłem za swoją głupotę, ech...

Moja kaseta (innego nośnika brak) przyszła wraz z dwiema naklejkami (so trv, szkoda że to nie naszywki), to sobie je nakleję gdzieś tam (nie, nie na dupie ani na gitarze). Przechodząc do samej kasety, mamy dwie strony: "Fuck" oraz "Thrash". Nie wiem czy to co się dzieje tu to błąd, czy celowe działanie, ale na obu stronach mamy dokładnie tą samą demówkę. Różnica jest jedynie w live'ie, jaki jest również zawarty na kasecie. Na faku mamy jego pierwszą część, a na traszu mamy jego drugą część. Ale, cytując Popka: "jebać".

Co do samych utworów jakie prezentują się na kasecie, to muszę przyznać, że ubogo nie jest. Na każdej stronie jest kilkanaście kawałków (Fuck - 14, Thrash - 13; sam liczyłem). Jak już wcześniej wspomniałem - napierdol ostry i bezkompromisowy. Brudny, bluźnierczy, rozpierdalający narządy słuchu oraz membrany głośników, ale i nie prymitywny black/thrash w piwnicznej postaci. Szybko i krótko, bez silenia się na długie, upiększane na siłę utwory, o których zapomni się po dwóch godzinach. Najbardziej zapado w pamięć Drink, Fuck & 666, do którego powstał jakże bluźnierczy teledysk

Podsumowując - drugie demo Brüdnego Skürwiela kontynuuje to, co można było usłyszeć na Thrashing Violence! i nie brakuje mu niczego. Odwrócony krzyżyk na dalszą drogę w tym kierunku i mam nadzieję, że się chłopaki wywiążą ze swojej obietnicy nieskurwienia się.

Ocena: 10/10
Wybitne kawałki: WSZYSTKIE KURWA

Brüdny Skürwiel - Fuck & Thrash
Rok: 2014
Wydawca: nakład własny
Tracklista: (serio kurwa?)
Side Fuck:
1. Drink, Fuck & 666
2. Midnight Blasphemy
3. Fuck & Thrash
4. Queen of Hellfire part II
5. Christraping BlackThrash
6. Fuck Christ!
7. Return of the Forces of Hell
8. Toxic Death (live)
9. Drink, Fuck & 666 (live)
10. Thrashing Violence! (live)
11. Bullets (live)
12. Queen of Hellfire (live)
13. Queen of Hellfire part II (live)
14. Forces of Hell (live)
Side Thrash:
15. do 21. całe Fuck & Thrash
22. Midnight Blasphemy (live)
23. Fuck & Thrash (live)
24. Christraping BlackThrash (live)
25. Return of the Forces of Hell (live)
26. Fuck Christ! (live)
27. Evil Rock'n'Roll (live)

niedziela, 3 sierpnia 2014

Antagonista

Voidhanger - The Antagonist (2012)


Po delikatnej nieobecności postanowiłem wrócić do recenzowania i porozwodzić się trochę nad voidhangerowską EPką, czyli The Antagonist.

Jest to druga po Wrathprayers płyta Voidhangera i utrzymana została w nieco innym klimacie i stylu niż poprzedniczka. Mamy tutaj łącznie pięć tracków, przy czym jeden z nich to cover Bathory. Całość trwa niecałe 20 minut i jest to czas wypełniony miechem, blastami i totalnym zniszczeniem, czyli w sumie tym, czym uraczono nas na poprzednim wydawnictwie.
The Antagonist rozprawia się ze słuchaczem szybko i bezboleśnie. Ładunek wkurwu jest tu nawet większy niż we Wrathprayers i jednocześnie poprowadzony został bardziej umiejętnie. Utwory są nieco dłuższe (najdłuższy ma 5 minut), ale kompozycja się poprawiła i nie ma wrażenia słuchania jednego i tego samego przez cały czas. Każdy kawałek się różni od siebie, ale i jednocześnie wiąże je wspólna "idea".
Od strony technicznej nie ma się do czego przyczepić - wszystko brzmi tak jak powinno, wszystko odegrane sprawnie. Jeśli wyznacznikiem jakości miałoby być to jak często mimowolnie przyłapałem się na bujaniu przy słuchaniu tego krążka, to przy jakiejś robocie moja głowa chodziła ciągle.

Z wszystkich utworów najprawdopodobniej największą moc miał cover Sacrifice, przy słuchaniu którego człowiek chce wyjść na ulicę i zacząć siać zniszczenie. Jak zazwyczaj nie jestem fanem coverów przy znajomości oryginału, tak trio z Voidhangera poradziło sobie z tym perfekcyjnie.

Podsumowując - jeśli jesteście w stanie szarpnąć się na 2 dychy aby kupić to cudeńko i jeszcze tego nie zrobiliście, to w te pędy w Internety, szukać i brać. Tyle z podsumowania.

Ocena: 9/10
Wybitne kawałki: Feed Them to the Pigs, Crumbs of Divinity, Sacrifice

Voidhanger - The Antagonist
Rok: 2012
Wydawca: Malignant Voices
Tracklista:
1. Malignant Crescendo
2. Feed Them to the Pigs
3. Silent Night, Deadly Night (25.12.1976)
4. Crumbs of Divinity
5. Sacrifice

niedziela, 29 czerwca 2014

Profanatyczny debiut

ProFanatism - Painful Incarnations (2014)


Trzecie wydawnictwo z Dark Omens Production zostawiłem sobie na koniec, z racji dość głośnych zapowiedzi "niesamowitego debiutu". Przesłuchałem kilka razy i stwierdzam, że... nie jest źle. Ale zapewne lekki hype, jaki mi się udzielił (podobnie jak w przypadku Arkony) na pewno sprawił, że album odbierałem nieco inaczej.

ProFanatism to zespół złożony z dwóch osobników - Barona i Hiddena. Grają oni typowy black, bez jakichkolwiek udziwnień, ulepszeń. Materiał jest przewidywalny, ale nie spodziewałem się jakichkolwiek innowacji w sferze muzycznej, zatem nie jest to żadna wada. Słucha się przyjemnie, a jadąc tracki po kolei można usłyszeć delikatne zazębianie się kawałków. Takie smaczki na płycie cieszą, przynajmniej ja tak mam.

Co do muzyki to odniosłem się jedynie ogólnikowo - pora zatem na lekkie zagłębienie się w temat. Inżynieria dźwiękowa nieco kuleje, gdyż czuję, że materiał mógł brzmieć lepiej. Perkusja to automat brzmiący z deka słabo (lekko sztucznie, plastikowo), ale nie mogę uznać tego za wadę, gdyż sam wiem jak to jest pracować z automatem i jak często brzmi syfnie. Co do reszty instrumentów nie mogę się doczepić, gdyż reszta instrumentów i wokal brzmią jak należy i nie męczy to wszystko uszu. Jest to pozytyw, zwłaszcza że jest to demówka. Z resztą - patrząc na zdjęcie składu można nawet bez przesłuchania materiału być pewnym, że są to ludzie, którzy wiedzą co robią.

Podsumowując - mimo lekko kaleczącej perki z automatu, jest dobrze. Mam nadzieję, że następne wydawnictwo będzie już z obecnością prawdziwego perkmana, albo brzmienie automatu będzie lepsze. Chociaż perkusja tu to w sumie problem niemal niewidoczny dla osoby, która słucha muzyki jako tła i nie wnika w każdy jej aspekt. Czekam na kolejne wieści z obozu ProFanatism.

Ocena: 8/10
Wybitne kawałki: Breaking Angels Wings

ProFanatism - Painful Incarnations
Rok: 2014
Wydawca: Dark Omens Production
Tracklista:
1. Breaking Angels Wings
2. In Eternal Void
3. Katharsis (Lightstealer)

piątek, 20 czerwca 2014

Odchamiajmy się

Tiil Sum - In Articulo Mortis (2013)


Faktyczne depresyjne klimaty w blacku to już nie moja działka. Może rok-dwa lata temu bym się zachwycał tym wydawnictwem, ale że ta "faza" minęła zapewne bezpowrotnie, będzie to rzetelna recka - bez jakichkolwiek przejawów wielkiego fanostwa. 

Tiil Sum to solo projekt Demiurga, a w In Articulo Mortis maczał paluchy również Legion, znany z chociażby hordy Upir. Jest to black metal, ale jak już wcześniej wspomniałem - w klimatach depresyjnych. Nie jest to jednak jednoznaczne z tekstami zakrawającymi o pedalskie core'owe pioseneczki o utraconej miłości i cięciu się, wręcz przeciwnie. Warstwa tekstowa jest zaczerpnięta z wierszy głównie twórców z okresu Młodej Polski (jak na przykład Opłyń mnie, ciemny lesie Kazimierza Przerwy-Tetmajera). Ci co nie uważali na języku polskim - Młoda Polska to inaczej dekadentyzm i okultyzm, dlatego teksty ówczesnych pisarzy są cenione wśród blackowej, satanistycznej braci.

Ale do rzeczy - Demiurg odwalił kawał dobrej roboty przy pisaniu muzyki. Jest taka, jaka powinna być. Niemalże brak zmian w tempach wybaczam, gdyż znam ideę jaka stoi za depressive blackiem. Zasadniczo jeśli chodzi o muzykę, to nie można się faktycznie przyczepić; podobnie jest z wokalem. Nawet jeśli wokalizy Legiona nie podeszły mi w splicie Upira i Deadthorn, tak w Tiil Sum pasuje on i nie męczy.

Podsumowując - jeśli chcesz się odchamić słuchając poezji "śpiewanej" lub mieć pół godziny muzyki "do poduszki", to polecam ze szczerego, sczerniałego serca.

Ocena: 7,5/10
Wybitne kawałki: Nadchodzi noc, Płacz mój żałobny

Tiil Sum - In Articulo Mortis
Rok: 2013
Wydawca: Eastside / Dark Omens Production
Tracklista:
1. Nadchodzi noc
2. Opłyń mnie, ciemny lesie
3. ...
4. Płacz mój żałobny
5. W ciemności
6. Turpizm

środa, 11 czerwca 2014

Metal po pomorsku

Deadthorn/Upir - Belua Multorum Capitum (2014)


Z początku chciałbym podziękować Legionowi, który postanowił wesprzeć Days of Cathartic Solitude i powierzył mi zadanie zrecenzowania trzech wydawnictw Dark Omens Production. Jakie to będą będzie wiadomo w następnych reckach, a teraz podzielę się swoimi przemyśleniami nt. splitu Deadthorn i Upir.

Czuć mocne różnice między tymi dwoma zespołami. Deadthorn to prymitywny black/death, zaś Upir to spadkobierca starej szkoły blacku. Oba zespoły są mniej więcej na równym poziomie i to wydawnictwo również jest całkiem zrównoważone mimo zróżnicowania gatunkowego.

Deathorn raczy nas czterema utworami oraz intrem, które w sumie niewiele wnosi. Słychać jak wokalista się drze, a gitary mocno pracują, nie grając raczej czegoś konkretnego. I tu następuje moje pierwsze "ale" - wokal w Deadthorn. Słychać czasem w tle blackowe darcie się, ale większość materiału to standardowy deathowy growl, którego zrozumieć nie byłem w stanie dopóki nie dorwałem się do książeczki z tekstami. Niby taki ma być, ale ja jestem fanem zrozumiałych wokaliz i takie "śpiewanie" mnie męczy.
Z muzycznej strony Deadthorn spisał się całkiem nieźle (oprócz intra w kawałku Wieczność, które brzmi jakby było robione na siłę). Raz blasty, raz wolniejszy beat, melodyjki a'la solówki są obecne i nadają materiałowi dynamiki. Poza tym przyjemnie się czegoś takiego słucha. Łapałem się na tym, że czasami mimowolnie bujałem się do niektórych kawałków.

Upir zaś to wszystko co najgorsze w black metalu (w pozytywnym sensie). Skupia się na nieco wolniejszych tempach na rzecz budowania szczególnej, niepokojącej atmosfery. W porównaniu do Deadthorn kawałki są trochę przydługie, ale nie przeszkadza to w odbiorze. Skogen i Legion wiedzą, co mają grać i pokazują to z każdą sekundą tego splitu. Ale żeby nie było, że ciągle wazelina, powtórzę się jak w przypadku Deadthorn. Wokal na pewno zrozumiały, ale czasami brak mu pazura. Jest lepiej niż w przypadku black/deathowców, ale w tym przypadku przegięto w drugą stronę. Ale złoty środek na pewno można znaleźć w każdej sytuacji, prawda?

Płyta kręci się w napędzie dobre trzy godziny, toteż podsumowując - nie jest źle, słucha się nawet przyjemnie. Fanom staroszkolnych dźwięków na pewno będzie pasować.

Ocena: 7/10
Deadthorn: 7/10
Upir: 7/10
Wybitne kawałki: brak :(

Deadthorn/Upir - Belua Multorum Capitum
Rok: 2014
Wydawca: Dark Omens Production
Tracklista:
1. Intro
2. Czarny Świt
3. Błogosławiony w grzechu
4. Gnij!
5. Wieczność
6. Gwałt Na Stworzeniu
7. Studnia Awestana
8. Psychodela Owrzodzenia Dusz

środa, 4 czerwca 2014

Blackowo i po krakowsku

Nagual - Zgliszcza (2013)




Nie sądzę, abym był oryginalny zachwycając się tą EPką, wołając wniebogłosy "jeszcze, jeszcze, jeszcze i jeszcze"... Więc nie będę. Dlaczego? Bo o wydawnictwo jebnęło mną o podłogę z siłą atomówki. Jak to mówią "leżę i nie wstaję". Jestem fanem atmosferycznego blacku i ten gatunek właśnie reprezentuje Nagual. Jestem często sceptyczny jeśli chodzi o nowe zespoły (zwłaszcza przez falę gówna, jaką raczą nas postblackowe pseudobandy), toteż nie wiedziałem czego się spodziewać po tej EPce. Gdy odpaliłem Popiół Marzeń na YT, to nie mogłem przestać gwałcić przycisku replay, tak mną zawładnął.

Ale trzeba w końcu od czegoś zacząć. Otóż - Nagual to (jak wcześniej wspomniałem) atmosferyczny black metal made in Kraków, jako jednoosobowy projekt osobnika o ksywce Nagual. Coś jak Roger Nattefrost i jego Nattefrost. Tak czy siak, jednoosobowy i tego się pan Nagual trzyma, przynajmniej jeśli chodzi o studio.

Zgliszcza to 3-trackowa EPka trwająca nieco ponad 15 minut, które płyną podczas odsłuchu niesamowicie szybko. Nie jest to innowacyjne granie, ale słucha się bardzo przyjemnie. Title track Zgliszcza jest nieco przydługi i czasami nuży powtarzalnością, ale gdy tylko się kończy mamy dwa bliskie doskonałości kawałki: W nieznane i Popiół Marzeń. Ten pierwszy jest nieco wolniejszy i też nudnawy, ale rozwija się w połowie w bardzo melodyjną i wpadającą w ucho pieśń. Zaś drugi nie zwalnia ani na chwilę, jednocześnie utrzymując nieco płaczliwo-desperacki klimat. Nie jest to jednak zła cecha, wręcz przeciwnie. Wszystko jest okraszony desperackim, siarczystym i jednocześnie zrozumiałym w pełni wokalem. Teksty to poezja w dosłownym tego słowa znaczeniu. Rzadko kiedy uświadczyć można liryki w takim stylu.

Podsumowując - Zgliszcza to wydawnictwo godne polecenia każdemu, kto lubi melodię w metalu i nie boi się nieco depresyjnego klimatu.

P.S. Wkrótce długograj Naguala pt. Beyond the Beyond.

Ocena: 10/10 (po raz pierwszy!)
Wybitne kawałki: Popiół Marzeń

Nagual - Zgliszcza
Rok: 2013
Wydawca: Putrid Cult
Tracklista:
1. Zgliszcza
2. W nieznane
3. Popiół Marzeń

czwartek, 8 maja 2014

Chaos.Lód.Niedowierzanie

Arkona - Chaos.Ice.Fire (2013)



Pamiętam dobrze dzień gdy poznałem ten zespół. Pamiętam również podjarkę, jaka mi towarzyszyła przy kupowaniu moich pierwszych płyt Arkony. Czekałem jak na jakąkolwiek wieść na temat Khorzona i spółki. Gdy tylko dowiedziałem się, że nowe dzieło zostanie popełnione i wydane "za rok", myślałem że to żart. Fakt faktem - "za rok" znaczyło tyle co "za dwa lata".

Koncertowo Arkona wypada dobrze (prócz wpadek Armagoga przy tekstach czy chociażby błędne nazywanie kawałków). Miałem spore nadzieje na ten album i były one jedynie podsycane przez promo track - Istnienie moje przeniknie ziemię. Ten hype niestety sprawił, że na tym wydawnictwie zawiodłem się dwa razy mocniej.

Ale przechodząc do treści krążka - nie jest źle. Zapytacie zatem - skoro nie jest źle to czemu jęczysz że ci się nie podoba? Otóż - moje niezadowolenie spowodowane jest głównie jedną rzeczą: brzmieniem. Może to być marudzenie o nic, ale jak już wspomniałem - nadzieje. Nadzieje na kontynuację Konstelacji Lodu, itd. Oprócz tego materiał brzmi tak, jakby wyszedł ze studia bez jakiegokolwiek masteringu. Brakuje tego ostatecznego szlifu, który sprawiłby, że słuchałoby się go lepiej. Perkusja brzmi strasznie plastikowo i mechanicznie, jakby była z automatu. Brakuje informacji wewnątrz pudełka na temat studia (przynajmniej ja nie znalazłem). Jestem ciekaw czy Chaos.Ice.Fire było popełnione w tym samym miejscu co poprzednie splity i albumy.

Album składa się na 8 utworów i trwa nieco ponad 43 minuty. Kawałki brzmią w większości podobnie, co jest niestety wadą. Może to też wina tego kiepskiego masteringu? Nie mam pojęcia. Są jednak wałki wybijające się - wspomniane już Istnienie moje przeniknie ziemię i Zasypiając w strachu. Mają w sobie "to coś" i nie słucha się ich jak zrobionych na siłę wypełniaczy. W tym pierwszym to pozytywne napięcie tworzą całkiem melodyjne i wpadające w ucho riffy wraz z perkusją, która raz na jakiś czas zostawia blasty na rzecz innych beatów. W drugim utworze atmosfera buduje się przez klawisze i to one pełnią tu główną rolę. Brakuje ich w reszcie tracków, ale można przymknąć na to oko gdy ma się je przez całą długość trwania kawałka.


Podsumowując - jest to poprawnie wykonany materiał. Szału nie ma, dupy nie urywa, staniki nie latają, ale da się go słuchać. Największą bolączką tu jest ten nieszczęsny mastering (albo jego brak, nie wnikałem za kulisy tworzenia) i takie "chciejstwo" w sensie "chcieliśmy zrobić coś w duchu Arkony". Szkoda tylko że nie wyszło. Nie tracę jednak nadziei i czekam na kolejny krążek. I oby był lepszy.

A propos Arkony - wkrótce nowy album Mussorgskiego (dua Khorzon - Witchlord).

Ocena: 6/10
Wybitne kawałki: Istnienie moje przeniknie ziemięZasypiając w strachu

Arkona - Chaos.Ice.Fire
Rok: 2013
Wydawca: Hellfire Records
Tracklista: 
1. Symfonia lodu ognia i chaosu
2. Gdy bogowie przemówią głosami natury
3. Zrodziła mnie ziemia skażona kłamstwem
4. Istnienie moje przeniknie ziemię
5. Tylko truchło pozostanie
6. Gwiazda boga chaosu
7. Zasypiając w strachu
8. Dopóki krew nie zastygnie w żyłach

wtorek, 6 maja 2014

Archaicznie

Bloody Cyrograph / Widmo - Krwawe Widma (2013)



Mało jest kapel, których początkowe akty z lat 90. byłem w stanie przeboleć. Oprócz totalnych kvltów może znajdą się dwie-trzy demówki, które w moim mniemaniu są możliwe do słuchania. Ale ja nie o tym.
Dzięki Nejviemu z Mort Productions poznałem ciekawy band o nazwie Bloody Cyrograph, którego gitarzysta udziela się również w zespołach Slav i Aragon. Zakupiłem kasetę, odpaliłem, przesłuchałem i nieco zapadła mi w pamięć, chociaż rzadko kiedy do niej wracałem. To się zmieniło, gdy ten oto split trafił w moje łapy.

Krążek, w którego posiadanie się wkręciłem niedawno po premierze to split wspomnianego wyżej płocko-krakowskiego Bloody Cyrograph i poznańskiego Widma. To pierwsze to łojenie w pierwszofalowym, thrashowo-blackowym stylu, zaś drugie to black, jaki znamy z drugiej fali.

Na początek idą naśladowcy Hellhammera. Jakość jak na domowo-garażowe nagrywanie brzmi nad wyraz dobrze. Mamy tu trzy wałki + intro/outro z dema Primitive Rituals. Utrzymane są w średnim tempie - nie za szybkie, ale i również nie nudzą słuchacza. Wokal jest zrozumiały, chociaż brzmi czasem jakby był robiony siłowo.
W przypadku Bloody Cyrograph jest to porządnie wykonany kawałek ostrego metalu, chociaż nie ma w nim niczego odkrywczego, ani niczego szczególnego, na czym można zawiesić ucho (prócz jednego utworu, który jest moim faworytem).

Blackowcy z Widma to podobna para kaloszy jak w przypadku Bloody Cyrograph. Materiał to cztery utwory z dema Zawdy wracają... tak i zawdy czynili. Prosty black metal, ale tworzy kompletnie inną atmosferę niż BC. Być może dlatego, że goście z Widma podjęli się nieco innej tematyki. Brak tu "Szatana" tak często występującego w black metalu, ale wychodzi to materiałowi na dobre, gdyż nie jest to wałkowanie po raz setny tego samego . Warstwa muzyczna nie jest jakoś szczególnie urozmaicona, ale daje radę.

Podsumowując - oba materiały przesłuchałem wiele razy od premiery i ugruntowałem sobie dość mocno pogląd na jego temat. Nie jest źle, powiedziałbym nawet że jest dobrze, chociaż fajerwerków, wodotrysków i latających staników nie ma. Jak na półgodzinny split gatunku, który lubię i w którym siedzę najdłużej, to słuchałem go z przyjemnością.

Co do oceny, to pozwolę sobie wystawić ich trzy - średnią i dwie dotyczące osobnych materiałów.

Ocena: 7,5/10
Ocena (Bloody Cyrograph): 7/10
Ocena (Widmo): 8/10
Wybitne wałki: Cemetary Hyenas, Widmokrąg

Bloody Cyrograph / Widmo - Krwawe Widma
Rok: 2013
Wydawca: Hell is Here Productions
Tracklista:
1. Intro
2. Ritual Homage of the Primal Forces of Evil
3. The End of Divine Reality
4. Cemetary Hyenas
5. Outro
6. Mgławica dusz
7. Popiołów świt
8. Przeklnij mnie!
9. Widmokrąg

piątek, 2 maja 2014

Powrót do łask czy pośmiertne drgawki?

Silesian Black Attack - Krew Ziemi Czarnej (2012)



Ktoś kiedyś stwierdził, że kompilacje to już wymarły sposób dystrybucji. Że już nikt nie chce kupować jednej płyty, której konstrukcja przypomina tzw. "patchworki". W jednym momencie możemy płynąć w atmosferycznym blacku, żeby po tych paru minutach spirytualnej podróży zostać wbitym w ziemię szybkim i ciężkim wałkiem. Na pewno wielu miało opory przed zakupem SBA, ale ja - przyzwyczajony do opcji "losowo" w odtwarzaczu - byłem dobrej myśli.

Pierwsze co widzi odbiorca, to śląski, czarny orzeł z kilofem w szponach na brudnoczerwonym tle. W książeczce, prócz tekstów, widzimy zdjęcia (bądź arty, w sumie sam do końca nie wiem z powodu stylizacji) w śląskich klimatach - młoty, kopalnie, huty. Od strony designerskiej nie ma co się przyczepić do tego wydawnictwa, ale nie jestem tu od recenzowania pudełka.

Na płycie jest osiem wałków od ośmiu współczesnych śląskich gigantów metalowych. Nie uświadczymy tu Kata, ale jest tu w kolejności: Furia, Iperyt, Diabolicon, Morowe, Mastiphal, Besatt, Voidhanger i Massemord. Fakt faktem określenie "giganci" w przypadku niektórych tych zespołów może być sporym nadużyciem, ale biorąc pod uwagę ludzi, którzy współtworzą te hordy, to nie są to początkujący muzycy. Wracając jednak do tematu - postanowiłem skupić się tu na każdym utworze z osobna, gdyż kompilacja w sumie tego wymaga.

Słuchając Furii można myślami wrócić do "starych, dobrych czasów" gdy Nihil jeszcze pamiętał jak gra się black metal, a LTWB nie kojarzyło się z postblackowym pieprzeniem. Nieżyt to powrót do lat świetności Furii pod względem tekstowym i muzycznym. Słychać tu ducha Grudnia za Grudniem czy Martwej Polskiej Jesieni. Zachowano stare połączenie blackowego chaosu z melancholijną melodyjnością, którą tak dobrze znamy i której jeszcze naleciałości słychać w Marzannie, Królowej Polski. Osobiście stwierdzam, że Nieżyt to symboliczny pogrzeb starego stylu. Chociaż... może jeszcze Nihil i spółka nas czymś zaskoczą?

Iperyt na tej składance to ten sam zespół, jaki mogliśmy usłyszeć na ich wydawnictwie No State Of Grace. Jednak w przypadku wałka Freed From Failure, automat nie jest tak nachalny w atakowaniu nas ścianą dźwięku. Elektronika utrzymana do poziomu, jaki wyróżnia Iperyt, ale i też mniej męczy uszy. Czyżby piłowanie pazurów? Nie sądzę, choć dla fana mojego pokroju jest to dość słyszalna zmiana. Jedynie czekać na to, co pokażą w ich najnowszym wydawnictwie (swoją drogą datowanym na ten rok).

Diaboliconu, Morowego i Mastiphala nie słucham i moja znajomość tych zespołów kończy się jedynie na wałkach ze składanki i próby przyswojenia sobie materiału spoza niej.
Diabolicon w More Faith trzyma równy, dobry poziom. Jest to tradycyjny blackowy napierdol, sygnowany dodatkowo obecnością Fulmineusa, byłego członka Besatta. Po prostu musi być dobrze. Melodyjki ładnie wkomponowują się w ogół utworu.
Morowe to dla mnie (powtarzam, dla mnie) osobista porażka Nihila, podobnie jak ostatnia EPka Furii. Rozumiem, że zamysł zespołu jest taki, a nie inny, ale w porównaniu z Piekło. Labirynty. Diabły, Dziurawy Świat jest najzwyczajniej w świecie słabym utworem. Nie ujmuję tu nikomu umiejętności gry czy darcia ryja, ale spodziewałem się czegoś więcej.
Mastiphal swoim Rituals całkiem mnie zadowolił i byłem ciekaw, co grali poza tą składanką. I w tym przypadku zawiodłem się pełnym albumem pt. Parvzya. Powtarzalne kawałki, brzmiące tak samo podbiły jakość Rituals. Klimatyczny główny riff hipnotyzuje słuchacza i sprawia, że chce się więcej. Jest on jednak trochę nudnawy, gdyż składa się (uwaga!) tylko z dwóch riffów przeciągniętych w czasie. Jednak mimo tego słucha się przyjemnie.

Tutaj przechodzimy do jednego z polskojęzycznych utworów Besatta. Ta bytomska kapela postawiła sobie za cel raczenie nas black metalem z angielskimi tekstami. Poziom szekspirowskiego języka był zawsze różny, co dawało mieszane uczucia w odbiorze tekstów. Natomiast polskie wałki były dość poetyckie, chociaż według mnie za dużo było w nich Szatana, Lucyfera i innych książąt piekieł. Ale wracając do tematu - Tam pojawiło się łącznie w trzech wydawnictwach. W tej kompilacji, w kompilacji Unholy Trinity Part I - Unfather oraz w LP Tempus Apocalypsis. Na każdej płycie brzmiał inaczej, raz lepiej raz gorzej, ale skupię się na wersji SBA. Gitary i perkusja nadają klimatu charakterystycznego dla Besatta, ale szybko niszczy to darcie się Beldaroha. O ile w Demonicon był on podciągnięty elektroniką i brzmiał dobrze, tak tu jest to zwykły skrzek. Owszem, jest on zrozumiały, ale nadal jest to skrzek. Pałam dużą sympatią do tej hordy, ale dalej nie mogę przeboleć tego wokalu, który swoją drogą chyba nie ma zamiaru się poprawić.

Savage Land Chopping Spree to najjaśniejszy (najciemniejszy?) punkt całej kompilacji. Ten utwór miał początkowo pojawić się na recenzowanym przeze mnie wcześniej Wrathprayers. Wbija on słuchacza w ziemię deathowym, ciężkim klimatem. Jednak ustępuje on szybko niesamowitej prędkości, gdyż utwór rozpędza się z biegiem czasu i wywoływał u mnie przypływ energii. Sądzę, że gdyby Voidhanger postanowił zagrać ten wałek na koncercie, to pod sceną rozegrałaby się regularna wojna. Totalne zniszczenie i mój ulubiony kawałek na płycie.

Ostatnim zespołem na kompilacji jest Massemord i niestety, Claws of Liberty cierpi na tą samą dolegliwość co Dziurawy Świat. Przesadnie zwolniony, powoduje znużenie i po przesłuchaniu połowy miałem wielką ochotę skończyć przygodę ze składanką. Słychać tu za duży wpływ nowej myśli Nihila na całą kompozycję, przez co Massemord przestał tu być Massemordem. Chociaż, być może się nie znam, mylę się i dla niektórych hejcę LTWB dla samej zasady, ale takie jest moje odczucie. Ciężko tu cokolwiek dobrego powiedzieć na temat tego utworu, gdyż nawet tekst jest przesadzony i nudny.

Podsumowując - jest całkiem dobrze. Oprócz "perełek" pokroju Morowego i Massemordu płyta trzyma poziom i nie czuć nawet, że każdy zespół gra co innego. Zasługa inżynierii dźwiękowej? Być może.

Ocena: 7,5/10 (średnia ocen wszystkich kawałków)
Wybitne wałki: Savage Land Chopping Spree, Nieżyt, More Faith

Silesian Black Attack - Krew Ziemi Czarnej
Rok:
2012
Wydawca: Witching Hour Productions
Tracklista:
1. Nieżyt
2. Freed From Failure
3. More Faith
4. Dziurawy Świat
5. Rituals
6. Tam
7. Savage Land Chopping Spree
8. Claws of Liberty

czwartek, 1 maja 2014

Oldskul, ale nowy

Voidhanger - Wrathprayers (2011)



Nastaje czasami taki dzień w życiu człowieka, gdy nachodzi ochota na sprawdzenie czegoś nowego. Patrzy się na swoją muzyczną biblioteczkę i dostrzega się monotonię w większym lub mniejszym stopniu. Zainspirowany chęcią poszukiwania czegoś nowego, postanowiłem zabrać się za zespół, o którym słyszałem już coś kiedyś, ale nieco mi umknął. Voidhanger gra mieszankę blacku, deathu i thrashu, tworząc klimat, jakiego możemy zaznać jedynie słuchając starego Slayera czy Aura Noir. Zespół tworzą osobistości takie jak Zyklon, Priest i Warcrimer, znani z m.in. Massemordu, Iperytu czy Infernal War.

Wrathprayers to pierwszy długograj Voidhangera. Pierwsze wrażenie jest całkiem konkretne - pudełko to super jewel case (coś jak zwykłe plastikowe pudełka CD, ale bardziej wybajerzone) schowany dodatkowo w tekturową wkładkę. Książeczkę nieco ciężko się wyciąga (z racji niecodziennej budowy pudeła), ale zawiera ona wszystko, co ma w niej być.

Co do muzyki, to zostałem totalnie zmiażdżony. Swoim graniem niszczą wszystko na swojej drodze i nie biorą jeńców. Album otwiera utwór Wrathprayer cytatem z Leona Zawodowca i już tu można wyczuć ducha, jaki krąży nad tym wydawnictwem. W wokalu słuchać klasyczny metalowy wkurw, który tylko pobudza i nadaje jeszcze bardziej destrukcyjnego charakteru do kompozycji. Patrząc od strony dźwiękowo - rytmicznej muzycy wykonują to, co sobie postanowili - mieszankę ekstremalnych odmian metalu. W każdym utworze te proporcje się zmieniają, ale wychodzi to albumowi na dobre. Najbardziej odstającymi od reszty utworami są na pewno Wrathprayer, Daughter of Filth i Dead Whore's Corpse. Ujmuje w nich muzyczny klimat oraz warstwa liryczna. Oba te czynniki są jednak niczym bez furiackiego wokalu Warcrimera. Jest on charakterystyczny, gdyż nosi znamiona zwykłego growlu, "czystych" thrashowych krzyków oraz wspomnianej już dawki wkurwu, który ów charakterystyczność podbija o dobrych kilka poprzeczek.

Ciekawym zabiegiem, jaki przeprowadza Voidhanger są utwory o polskich przestępcach. Nie mówimy tu jednak o podpieprzaniu bułek z marketu czy piwa z monopolowego. We Wrathprayers popełniony został utwór The Vampire of Beuthen. Jest on o Joachimie Knychale, tytułowym "wampirze z Bytomia". W skrócie opowiada on o zbrodniach jakie zostały popełnione przez niego na obszarze GOPu w latach 1975-82. Dobija on swoją deathową ciężkością, ale nadrabia później szybszym tempem i nieco bardziej melodyjnymi gitarami.

Podsumowując - Wrathprayers to potężna dawka metalowej energii, która zadowoli na pewno ludzi, którzy lubują się nie tylko w blacku (albowiem ów trio głównie tym gatunkiem się zajmuje), ale i w całym ogóle metalu. Technicznie wciąż jest to debiut Voidhangera, ale z doświadczeniem, jaki członkowie zespołu posiadają, nie można było oczekiwać czegoś słabego. Po prostu REWELACJA.

Ocena: 9,5/10
Wybitne wałki: Wrathprayer, Dead Whore's Corpse, Daughter of Filth, Carnivorous Lunar Activities